Lato w pełni (i to dosłownie), wakacje już trwają… A jak wiadomo, to ten czas, w którym warto trochę intensywniej spędzić czas z dziećmi. Co jednak poradzić, gdy do urlopu pozostało jeszcze sporo czasu?
1. Szybki wypad nad jezioro
Biorąc pod uwagę warunki pogodowe, nie potrzebujesz nawet brać urlopu na żądanie. Późne popołudnie lub wieczór nad wodą nadal mogą być przyjemne. Zostaje też opcja weekendowa, ale wówczas musisz się liczyć z tabunem osób, którzy wpadli na ten sam pomysł. A po pracy – wiadomo, mało komu się chce – wymaga to od Ciebie nieco samozaparcia, ale zapewnia nieco przestrzeni na plaży 😉
W przypadku braku jeziora w pobliżu, zawsze w grę wchodzi basen, pływalnia… Albo po prostu wypad. Gdziekolwiek, byle wspólny.
2. Wyprawa na łono natury
Las, park, ogród botaniczny – bez znaczenia. Z małym dzieckiem możesz w każdym z tych miejsc odbyć spacer, w ramach którego wyedukujesz je na temat fauny i flory. Przy okazji sam się dowiesz, jak wygląda dzięcioł, które drzewo ma szyszki rosnące w górę, zamiast w dół i dasz się zagiąć 15 pytaniami, na które odpowiedzi będziesz musiał udzielić podczas kolejnej wyprawy.
3. Sobotnia eskapada do innego miasta
Jeszcze zanim urodziła się Zosia, wybraliśmy się na weekend do Wrocławia. O, tak, pozwiedzać. Jeszcze wcześniej – z tego co pamiętam, to nawet przed ślubem – wsiedliśmy w pociąg i na kilka(naście?) godzin wybyliśmy do Gniezna. Gdziekolwiek mieszkasz, na pewno w okolicy są miejsca, które warto odwiedzić. Po prostu jeszcze o nich nie wiesz 🙂 zapytaj Wujka Google lub przyjaciół o tego typu lokacje i weź dziecko na niezapowiedzianą wycieczkę, nie zdradzając celu wyprawy. Zacieśnicie więzi, Ty się zrelaksujesz nie myśląc o pracy, a ono nabędzie wartościowe wspomnienia i po latach będzie mile wspominać takie szalone wyprawy.
4. A może by tak… muzeum?
Stereotypowo muzea kojarzą mi się z nudą i drogimi biletami. Ale wcale tak być nie musi – w Warszawie i Poznaniu, a najpewniej także w innych miastach – większość placówek w któryś dzień oferuje bezpłatne zwiedzanie. Ba – często jest to właśnie sobota! A wyprawa do muzeum może być fantastyczna, jeśli idzie się w rodzinnym gronie, a nie sztywną, oficjalną szkolną wycieczką. No i nikt nas (ani tym bardziej dzieci) nie pogania.
5. Z kamerą wśród zwierząt
Albo i bez kamery – ale wybierzcie się do ZOO. Każde większe miasto oferuje tego typu atrakcje, zresztą – mniejsze też: przykładowo w Śremie mogliśmy całkiem bezpłatnie pooglądać… kangury! Zdecydowanie warto na godzinę lub i dłużej przenieść się w świat zwierząt, które ciężko spotkać na co dzień 😉
6. Wprowadź dziecko w „swój świat”
Grasz regularnie w tenisa? A może w kręgle? Lubisz wędkować? Biegasz maratony? Cokolwiek sprawia Ci frajdę i jest Twoją pasją – spróbuj w to wtajemniczyć dziecko. Nie mówię, że pokocha to, co Ty, ale z pewnością nowym doświadczeniem będzie zajrzenie do „świata dorosłych” i poznanie taty od innej strony. Wzrost poczucia własnej wartości u Twojej pociechy gwarantowany. Pamiętaj tylko, że nic na siłę, bo z wymuszonej wyprawy pożytku na pewno nie będzie.
7. Spędź z dzieckiem popołudnie w domu
Nie ważne, czy dlatego, że leje deszcz, czy że leje się żar z nieba. Właściwie pogoda nie gra żadnej roli – wróć z pracy, zjedzcie obiad i poświęć swojemu dziecku resztę dnia. Chce bawić się z Tobą LEGO? Zapewniam, że będziesz mieć więcej frajdy, niż ono 😉 Chce z Tobą pograć w planszówkę? Żebyś mu/jej poczytał? Polepił plasteliną? To lep i śmiejcie się z tego, jakie koślawce Ci powychodziły! Nie spostrzeżesz nawet, kiedy żona zwróci Wam uwagę, że pora do kąpieli (ale jak to? już?)…
A może by tak… jeszcze?
Pomysłów mógłbym mnożyć – jeśli dziecko jest już starsze a Ty w miarę wiesz, jak działają urządzenia w Waszej kuchni, po powrocie z pracy wygoń mamę, zaanektujcie to pomieszczenie i spróbuj razem z dzieckiem przyrządzić obiad. Najwyżej zjecie go na kolację 😉 Co jeszcze? Przejedźcie się gdzieś wspólnie na rowerach lub łyżworolkach. Porwij dziecko do kina (tylko najpierw obadaj repertuar)… zdaj się na swoją intuicję swój chłopski rozum 😉
Wiem, że Ameryki tym wpisem nie odkryłem (uprzedził mnie Krzysiek parę stuleci temu), ale czasem zapominamy o takich oczywistościach. Tymczasem nie potrzeba wiele, by uczynić szczęśliwym i dziecko, i siebie.