Jak to zwykle bywa, gdy się matki spotkają, prędzej czy później temat rozmowy zejdzie na dzieci. Nic dziwnego – dla kobiet mających małe dzieci, zajmują one nie tylko większą część serca, ale także często większą część czasu. Matkom, oprócz rozmów na temat książek – których nie mają czasu czytać, więc słuchają ich na zmianę z dziecięcymi piosenkami, oprócz filmów – których nie mają czasu oglądać, więc próbują coś tam nadrobić podczas prasowania, wieszania i składania prania, oprócz sportu – który ogranicza się do spacerów po zakupy, przy których naprawdę są w stanie spalić czasem więcej niż z Chodakowską, pozostaje tylko temat rzeka – dzieci.
Niewielką odnogą tej rzeki jest temat picia. Także wśród moich rozmów z innymi, pojawił się temat napojów – czasem jednak ciężko, czy to przez telefon, czy w realu, konstruktywnie podzielić się pomysłami i sposobami ich przygotowania. Za komentarz świetnie może posłużyć przykład:
– Co twoje dziecko pije? Marylka, zostaw to masło!
– Wodę. Wojtek, siadaj!
– Wodę? Ale.. że jak, samą wodę? Marylka, prosiłam. Nie soczki? Kasia, nie dotykaj wszystkiego brudnymi rączkami. A witaminy? (w tle: Aaaa! Maaaamoo!
– Wojtek, poczekaj na mamę, nie uciekaj! Wiesz co, zadzwonię później, jak zasną. Na razie, pa (Maaamaa!!!)
Uważam, że witaminy znajdują się w owocach i warzywach. Na świeżo wyciskane soki nie mam czasu ani dobrego sprzętu, kupno eko-soków znacznie przewyższa moim zdaniem ich wartość. Rozcieńczanie rozcieńczonych i przesłodzonych soków uważam za paradoks, dlatego podaję przede wszystkim wodę. Czasem jednak coś do niej dodaję – nie może być jednak inaczej w moim kubku, musi być w nim to samo. Dlatego wersja ta jest również dobrym pomysłem na urozmaicenie wnętrza swojej szklanki – także dla dorosłych. Wszystko zdrowe i tanie, w końcu mieszkam już teraz w Poznaniu, musi więc być oszczędnie 😉
Woda
* sama woda
Dlaczego dzieci powinny pić właśnie wodę, napisano tutaj – nie będę tracić czasu i się powtarzać: [KLIK!]
Kiedy zacząć z tą wodą i dlaczego: [KLIK!]
* z miodem
Nie da się ukryć: lubimy słodkości, dzieci także. Woda z miodem bez ograniczeń to największa rozpusta, na jaką na razie pozwalam Zosi;) Nigdy nie z gorącą wodą, choć zimą z ciepłą (w gorącej wodzie miód traci większość swoich właściwości i zamienia się w cukier). O dobroczynności miodu chyba nikogo nie trzeba przekonywać, jednak dociekliwych, jaki miód w czym pomaga odsyłam tutaj: [KLIK!]
Niedawno się dowiedziałam (nie pamiętam gdzie, więc nie podam źródła), że miód jest jedyną żywnością, która się nie psuje.
* z siemieniem lnianym
Siemię lniane, tak jak zresztą wymieniony wcześniej miód, uznawane jest za superżywność. Właściwości siemienia jest wiele, więcej możecie przeczytać np. tutaj: [KLIK!]
Ja daję je dlatego, że Zosia lubi jego smak i konsystencję – kiedy zamienia się w takiego trochę gluta. Po zalaniu ciepłą wodą należy odczekać 7-10 minut. Nigdy nie kupuję mielonego, ponieważ ma to do siebie, że bardzo szybko jełczeje – zresztą zastosowań ziaren jest więcej i zawsze można szybko zmielić na bieżąco.
* z owocami
Latem oczywiście świeżymi. Jest to dobry sposób, żeby przemycić te, których nasze dziecko nie lubi. Zosia np. nie zje porzeczki. Nie zmuszam jej do jej jedzenia, bo sama się krzywię – kiedy jednak dodam ją do szklanki wody, w której już pływa borówka (za którą przepada) oraz malinka, a wszystko posłodzę małą ilością miodu, przycisnę lekko owoce, tak żeby trochę puściły sok – otrzymamy wodę smakową, która i gasi pragnienie i jest świetną alternatywą dla wody. Oczywiście kombinacji może być niezliczona ilość: z cytryną, pomarańczą, ananasem, brzoskwinią (ale nie z puszki), arbuzem i co nam tylko przyjdzie do głowy, a raczej mamy na stanie i jest sezon 😉 Owoców takich, pozgniatanych, moje dziecko już nie chce zjeść, aczkolwiek każdy jest inny, więc można próbować, bo ja wsuwam je z chęcią. Zimą można zrobić jak powyżej, z tą różnicą, że wodę dajemy ciepłą, a owoce zamrożone. Kiedy jednak nie mamy zamrożonych (albo szkoda nam ich, bo jest ich mało lub są do ciasta 😉 ) można użyć suszone rodzynki, jagody goji, morele… śliwki (niesiarkowane!) sprawdzają się równie dobrze. Woda z takiej śliwki jest np. bardzo dobrym sposobem na zaparcia. Zosia nie zje samej suszonej śliwki – nie smakuje jej – ale wodę, w której się moczyła wypije. A chyba nikomu nie trzeba przypominać, że organizm dziecka jest bardzo wrażliwy i już niewielka ilość może dużo zmienić.
* z wyciśniętymi owocami/sokiem z cytryny/pomarańczy/grejpfruta…
Cytrusy to te owoce, które trzeba lubić albo mieć ochotę, albo apetycznie je podać. Kwaśny smak nie wszystkim odpowiada. Niektóre dzieci potrafią jeść cytrynę w plasterkach, inne plują na kilometr, kiedy tylko poczują jej smak na języku – i Zosia należy do takich. Jak zawsze, nie zmuszam jej, żeby całkiem jej nie zniechęcić, ale sama lubię wycisnąć sobie jedną lub dwie pomarańcze, dolać trochę wody i wypić rozcieńczone – wtedy Zosia czasem się skusi. Dzieci mogą mieć też problem z błonkami, które w cytrusach występują. Zabawy z nimi co nie miara, dlatego prościej i wygodniej dobrze je wycisnąć.
* z miętą lub innymi ziołami
Różne zioła pomagają na rożne dolegliwości, można w ten sposób prosto i łagodnie pomóc małemu organizmowi w różnych problemach z brzuszkiem, gardłem i w innych przypadkach.
Mleko
* matki
O tym nie będę się tutaj rozwodzić – to temat na dłuższy wpis. Uważam jednak, że mleko matki jest jedną z najwspanialszych rzeczy, jaką można dać dziecku. Wiem jednak, że nie zawsze jest to możliwe. Wątek ten rozwinę innym razem – już nawet zaczęłam tworzyć wpis, więc potem wkleję tu link 😉
*roślinne
Z roślinnymi mlekami jest tak, że to nie do końca mleko, ale przez barwę i konsystencję tak się je nazywa. Można je kupić w sklepie zakonserwowane z masą mniej lub jeszcze mniej potrzebnych dodatków 😉 Mogą być jednak lepsze niż niejedno krowie. Można je także przygotowywać samemu – i o ile nie zachęcam nikogo do kupowania krowy, żeby mieć najlepsze mleko, prosto z wymiona, to już z mlekami roślinnymi jest trochę mniej zachodu i uważam, że gra jest warta świeczki.
– migdałowe
Potrzebujemy migdałów, wody, blendera, gazy i czasu. Nie podam proporcji, bo robię „na oko”, ale pierwszy raz robiłam z tego przepisu: [KLIK!] W skrócie: bierzemy migdały, zalewamy gorącą wodą, czekamy 10 minut, zdejmujemy skórkę (można nie zdejmować, aczkolwiek gdzieś słyszałam, że posiada jakieś szkodliwe związki dla zdrowia – poza tym robiłam i takie, i takie: delikatniejsze, a więc jak dla mnie smaczniejsze wychodzi, kiedy pozbędziemy się tych skórek). Następnie zalewamy migdały zimną wodą i zostawiamy na noc, albo na przynajmniej 8 godzin, żeby nasiąkły wodą (w internecie znajdziecie różnice w tym czasie do odstawienia, więc ja po prostu zostawiam na noc). Rano lub po tych ośmiu godzinach migdały odcedzamy i zalewamy zimną wodą, a następnie miksujemy blenderem. W blenderze ręcznym najpierw wygodniej jest zalać mała ilością wody, tak aby były przykryte, zblendować, a następnie dolać jeszcze z trzy szklanki i zblendować ponownie. W kielichowym od razu wlewamy jakieś cztery szklanki zimnej wody. Następnie odcedzamy zmiksowane migdały. Można użyć do tego pieluchy tetrowej, można jakiejś gazy, sitko – to zależy o jakich oczkach, ale z braku laku też się może nadać. Przelewamy, płynna część to nasze mleko, papka orzechowa może posłużyć za twarożek, po dodaniu do niej łyżki miodu i łyżki uzyskanego mleka możne nam wyjść naprawdę migdałowe śniadanie. Mleko takie nie bardzo nadaje się do kawy, bo może się zwarzyć, pije się je na zimno, dla dziecka można je lekko podgrzać w kąpieli wodnej (tzn. kubeczek z mlekiem wstawić do miseczki wypełnionej gorącą wodą na parę minut). Nie wszystkim jednak dzieciom smakuje, Zosia za pierwszym razem piła chętnie, potem kilka razy wypluwała, następnie znowu wypiła większość produkcji – po prostu musiała spróbować kilka razy. Mleko można dosłodzić miodem. Trzymać w lodówce, po trzech dniach robi się takie nie do picia, można użyć do ciasta.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Rodzinka Warta Poznania (@rodzinkawartapoznania)
– owsiane
Potrzebne: płatki owsiane górskie, gorąca woda, gaza/sitko/pielucha tetrowa, czas
Owsiane robi się podobnie jak migdałowe, z tym wyjątkiem, że krócej. Płatki owsiane górskie rozdrabniamy w blenderze, najlepiej kielichowym – w ręcznym nie polecam, wtedy pomijamy ten ruch, a trochę dłużej będziemy namaczać. Następnie zalewamy gorącą wodą. Przy bardzo rozdrobnionych płatkach wystarczy nam pół godziny, przy mniej -wydłużamy do godziny. Następnie mieszamy lub blendujemy przy wersji godzinowej i przelewamy przez gazę, sito pieluszkę tetrową. Gotowe. Nie robiłam nigdy twarożku z pozostałości po owsiance, więc nie wiem, czy się da ;).
Nie wszystkim smakuje, jest takie trochę mdłe, więc ja zawsze czymś je „poprawiam”. Trzymać w lodówce do trzech dni, można użyć do ciasta.
– kokosowe
Potrzebne: wiórki kokosowe (200 g), woda (2 l), gaza/sito/pieluszka tetrowa, czas
Tym razem gorącą wodą (litrem) zalewamy wiórki kokosowe. Miksujemy, przecedzamy na sitku czy gazie. Wiórki zalewamy jeszcze raz taką sama ilością wody i znowu miksujemy i przecedzamy. Otrzymujemy około 1,5 litra mleka, które starcza na 3 dni i nadaje się do kawy.
* krowie
Tutaj znajdziemy zarówno wielu zwolenników, jak i – ciągle pozostających w mniejszości, jednak tym mocniej argumentujących – przeciwników. Ja po skończeniu przez córkę około 15 miesięcy wprowadziłam mleko krowie i Zosia bardzo je lubi. Nie podaję jej tylko w czasie choroby. Tak jednak, jak ze wszystkim, co kupujemy, a co trudno jest zrobić, tak i z mlekiem: rozchodzi się o jakość, a więc skład. Teoretycznie w mleku powinno być mleko, praktycznie różnie to bywa. Warto zerknąć na skład. Jak z każda rzeczą – umiar. Dieta powinna być urozmaicona, nie trzymam się więc wytycznych i nie wlewam w siebie czy Zosię zalecanej dawki, tylko od czasu do czasu (czytaj: nie codziennie) daję jej szklankę mleka. Są tygodnie, kiedy sama o nie woła (20 miesięcy skończone) i pijemy rano albo wieczorem szklankę, bądź dwie. Czasem dodaję też troszkę kakao i słodzę miodem (ciepłe, nigdy gorące).
Kompot do picia
Chyba nikogo nie trzeba uczyć, jak ugotować owoce 😉 Alternatywa wody czy herbaty – zarówno latem, jak i zimą.
Herbata
Tak sobie jak i Zosi robię czarną rzadko, ale zdarza się, bo sama lubię (dziecku dałam dopiero po skończeniu roku), słabą i niesłodzoną, ewentualnie miodem w zimę.
* rooibos
Herbata z czerwonokrzewu, zalecana do picia dzieciom i osobom mającym problemy z żołądkiem. O dobroczynności dowiecie się tutaj: [KLIK!]. Czym właściwie jest rooibos, sprawdzicie tutaj: [KLIK!], a trochę historii na jego temat poznacie tutaj: [KLIK!].
koktajl
Tutaj naprawdę, dużo zależy od konsystencji i smaku. Konsystencją może przypominać zawartość słoiczków, bo tym właściwie one są, pomijając chemię. Naprawdę, odkąd mam blender kielichowy, słowa „można zmielić dosłownie wszystko” stały się rzeczywistością. Można tu manewrować dodając wody lub mleka roślinnego, lub krowiego – jeśli bardziej preferujemy płynną postać. Smak zależy od dominującej rzeczy, a także od intensywności danego owocu lub warzywa. Zawsze jednak można poprawić smak – ja zawsze dążę do słodkiego, bo wiem że takiego moje dziecko wypije więcej. Dodaję więc miodu, ewentualnie ksylitolu, o którym poczytacie tutaj: [KLIK!]
Uff… nareszcie 😉 napisałam to dla Ciebie, byś spojrzał/spojrzała trochę inaczej na to, co pijesz, ale także dla siebie, aby nie zapomnieć, że jest coś poza wodą 😉 Oczywiście nie pijemy codziennie mleka owsianego na śniadanie, koktajlu do obiadu i mleka migdałowego na kolację. Najczęściej w kubku pojawia się rooibos zimą lub woda latem. Woda z owocami do podwieczorku lub drugiego śniadania, a mleko przy śniadaniu.
Powodzenia w eksperymentach i pamiętaj – po prostu pij różnorodnie, będziesz wielki! 😉