Przejdź do treści
Strona główna » Najtrudniejszy pierwszy krok…

Najtrudniejszy pierwszy krok…

Jest takie powiedzenie, że czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby wziąć lepszy rozbieg. O wiele trudniej nam chyba jednak zrobić krok do przodu. Dlaczego?

R    E    K    L    A    M    A

Miniony urlop zaowocował w moim wykonaniu w kilka takich małych kroczków naprzód, a każdy z nich uważam za udany i nie żałuję tych decyzji. Po pierwsze zdecydowałem się jednego razu pobiegać w wąskim gronie osób – ostatni raz biegałem jakoś w kwietniu może i były to raptem 2-3 km, a tu z grubej rury rzuciłem się na 10 km po lasach i godzina z życiorysu minęła. Czy żałuję? Ależ skąd! Fakt, że w kolejne dni odpuściłem sobie bieganie o 6 rano, ale wstawałem o tej porze (lub i wcześniej), by zająć się innym istotnym dla mnie projektem. Ta pierwsza pobudka i bieg niejako dały mi kopa do rannego wstawania i działania przez niemal dwa tygodnie wakacji. A wystarczyło raz pobiegać…

No, nie raz. Kolejnym krokiem – rzekłbym, milowym w moim przypadku – było zaakceptowanie propozycji… zagrania w piłkę nożną. Ja! Gość, który na wf-ie lubił tylko tenis stołowy, a ze sportem ma wspólnego głównie tyle, że ogląda Formułę 1, Porsche SuperCup i MotoGP! I takie też myśli kotłowały mi się przez pierwsze minuty w głowie. Ale – ku wielkiemu zdziwieniu Basi i jeszcze większym siebie samego – zgodziłem się i poszedłem na boisko. Z przekonaniem, że pogram na obronie, bo mało biegania za piłką. Ehe, grając 5×5 osób, mając po 1 uziemionej na bramce, praktycznie latałem jak dzika świnia po całym boisku. Ale ile endorfin!!! 😉

niewiadom

Dlaczego o tym piszę?

Nie, nie dlatego, że Zosia stawia pierwsze kroczki (choć czasem mam wrażenie, że chciałaby już biegać). Ale dlatego, że my-rodzice, chyba czasem nie pozwalamy ani dzieciom, ani sobie samym, na spróbowanie czegoś nowego. Ba, nawet na kolejne podejście do tego samego, po dość długim czasie. A w ten sposób tworzymy bezsensowne ograniczenia dla rozwoju maluchów lub nas samych.

Bo czemu by nie spróbować biwakowania pod namiotem? Albo pozwolić dziecku na samodzielną zabawę? Sam się łapię na tym (no dobra, Basia mnie łapie), że czasem chciałbym zrobić coś za drugą osobę, zamiast pozwolić jej działać.

Dawajmy wędki, nie rybki. Ale zarazem nie wyrywajmy się do pomagania w łowieniu. Efekty samodzielnych prób i decyzji mogą być o wiele bardziej owocne – i tego Wam i sobie życzę 🙂

Źródła grafik: [1] [2]

Uważasz ten wpis za wartościowy?
możesz postawić mi wirtualną kawę 😊

Postaw mi kawę na buycoffee.to