Przedszkolna adaptacja to przygoda i wyzwanie. Nowy etap w życiu dziecka i całej jego rodziny. Cieszymy się z tego ogromnie jednak mamy też trudniejsze chwile. Co i jak z tą przedszkolną adaptacją? Jak ją przeżywamy i jak się przygotowaliśmy przeczytasz poniżej.
Zosia poszła do przedszkola?
Zosia poszła do przedszkola!
Zosia poszła do przedszkola.
Od września Anno Domini 2017 mamy w domu przedszkolaka. Mały rozkoszny bobas – Zosia – jest już „dużą” dziewczynką.
Płacze – dobrze, nie płacze – też dobrze.
Zosia przez pierwszy tydzień w przedszkolu… nie płakała. Nie, nie, Zosia przez pierwszy tydzień nie potrafiła się doczekać, kiedy pójdzie do przedszkola. Kiedy rano otwierała oczy i pytałam jej, czy chce iść dziś do przedszkola, odpowiadała: Możemy już iść? Kiedy już dotarliśmy, przebraliśmy się, z chęcią zostawała z dziećmi i paniami. Kiedy wracałam, prawie płakała… Ponieważ nie chciała wracać do domu.
Po ponad tygodniu, dokładnie 12.09, nadal chciała iść, ale nie chciała zostać. Tzn. chciała, ale w tym przypadku z tatą, bo ten ją akurat odprowadzał.
Tak… miałam ochotę też płakać i chyba nawet uroniłam parę łez. To normalne. Miałam ochotę dzwonić co godzinę, a najlepiej przyjść i spytać, czy wszystko w porządku, ale tego nie zrobiłam. Z kilku powodów.
- Wiem, że to normalne.
- Wiem, że byłoby to okazaniem braku zaufania do przedszkola i Zosi.
- Wiem, że jeśli dziecko naprawdę będzie potrzebowało rodzica, panie to zauważą. Wiedzą też, że mogą zadzwonić i dać znać, że sytuacja jest wymagającą i w każdej chwili mogę przyjść.
Przedszkolna Adaptacja to proces
W dodatku u każdego dziecka przechodzący inaczej. Nie trwa dzień, trzy dni czy nawet tydzień przewidzianych w przedszkolu dni wprowadzających. Nie jest to ten dzień otwarty czy kilka godzin, kiedy dziecko przychodzi po raz pierwszy do przedszkola. Adaptacja to pierwsze tygodnie aklimatyzacji do nowej sytuacji. Ile trwa? Tym dłużej, im mniej łagodnie jest przeprowadzana. Dziś jest 21 września, Zosia nie opuściła ani jednego dnia w przedszkolu, żegnamy się z nią, przytulając w domu, ponieważ czasem, gdy tylko zobaczy dzieci i zabawki, zapomina nam nawet pomachać.
Efekty uboczne przedszkolnej adaptacji
Początkowo nie jadła zbyt wiele, wracałam z torebką przemoczonych spodenek, „mama, mama, mama” przy każdej czynności w domu. To normalne, to minie. Już się kończy. Już prawie jest tylko wspomnieniem.
Mama przedszkolaka
Pierwszy tydzień nie potrafiłam się odnaleźć. Co parę minut przyłapywałam się na myśli, co teraz robi Zosia, co teraz robiłybyśmy razem. Drugi tydzień szalałam, odkrywszy że mam tyyyyle czasu. Naprawdę tyle czasu. Kiedy nie woła mnie ktoś co chwilę, kiedy mogę powiesić pranie od początku do końca nie przerywając co chwilę, zrobić listę zakupów w niecałe 15 minut, nie czytając po drodze trzech książeczek, kiedy nikt mi nie „pomaga” odkurzać, dzięki czemu trwa to połowę czasu. Mogę nawet wypić kawę. Znalazłam też czas na coś spoza obowiązków domowych. Po tygodniu byłam tak zmęczona wypełnianiem sobie każdej chwili jakimś zajęciem, że byłam bardziej zmęczona, niż kiedy opiekowałam się dwójką. Do trzeciego tygodnia podeszłam racjonalnie – planowałam, co musiałam zrobić, a także to, co chciałam, zostawiając jednak bufory czasowe na sikundę i Minutkę z cytryną. Obowiązkowe przytulanie z Mikojajem, choć od niedawna najczęściej nazywanym Lulu. Nie pytajcie mnie, dlaczego. Zosia zaczęła, a czy jej można się oprzeć 😉
Brat przedszkolaka
Co na to Dziedzic? On na to, jak na lato – wędruje sobie po całym domu, właściwie to potrzebuje mnie tylko do jedzenia, a i tu coraz mniej – bo coraz częściej wystarczy, żebym wsadziła go do krzesełka i rzuciła coś na blat. Kelner ze mnie żaden, ale kucharz całkiem dobry, a wymagania niewielkie, bo fascynuje go wszystko, co można do buzi wsadzić. Szybko przyzwyczaił się do braku kogoś, kto stale do niego gada, przytula, pokazuje, wyrywa lub wciska w rączki zabawki. Poza tym to tylko kilka godzin, więc odpoczynek na samodzielną eksplorację mieszkania całkiem mu służy. Nie służy to niektórym sprzętom w naszym domu, ale to inna kwestia.
Tata Przedszkolaka
Ten nie miał problemu z przystosowaniem. Przemek jednak wychodził do pracy i nie widział Zosi, wiedząc że zostaje pod dobrą opieką. Nie przeżywał tego tak, jak ja, bo zamienił się tylko obiekt opieki. Tata cieszy się jednak z tych naszych chwil, kiedy Zosia jest w przedszkolu, a on jest w domu. To są właśnie plusy pracy zmianowej. Poza tym tata teraz się promuje, tzn. książkę promuje. Przedszkolak niszczy mu trochę wizję, jakim to jest zarobionym ojcem, ale książkę napisał i redagował, kiedy nasza czwórka uczyła się żyć ze sobą, więc ten luz należy mu się. Tym bardziej, że nie spoczywa na laurach i pisze następną. Podobno. Dlatego na blogu jego tekstów już raczej nie spotkacie.
Przedszkolna Adaptacja trwa, jej koniec mglisto przed nami, a może już za nami? To się okaże, bo moment ten, nieuchwytny, rozpoznaje się dopiero wtedy, kiedy minie.
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy borykają się z problemami przedszkolnej adaptacji, osobiście bardzo polecam książkę Agnieszki Stein „Akcja adaptacja”, której recenzję znajdziecie tutaj.